Szedł
sobie Olgierd po mokrym asfalcie.
Szedł
do kościoła na msze. Kumacie?
By
się pomodlić bardzo żarliwie
O
ciepłą posadę w tamtejszej gminie.
W
tym celu położył księdzu na tacę
Całą
miesięczną z wypłaty kasę.
Wyklęczał parę minut w konfesjonale.
Ksiądz odpukał trzy razy w niemalowane.
Oczyścił
z grzechów tak serce jak duszę,
By
po komunii być jednym z Jezusem.
Po
mszy nasz Olgierd był pełen radości,
Jak
najbardziej pewny boskiej miłości,
Więc
kieruje swe stopy do chałupy wiejskiej,
By
czekać w pokorze szczodrości niebieskiej.
Odczekał
nasz Olgierd tygodni parę,
Lecz
Bóg nie pokazał niczego wcale.
Żadnych
zwiastowań, znaków czy cudów.
Nasz
Olgierd wciąż tyra wśród pyłu o brudu.
Ze
łzami w oczach krzyczy do niebios:
“Boże
mój miły dlaczego mój żywot
Przyszyty
jest nicią nędzy i ubóstwa
Do
rozlatującego się gospodarstwa!
Ziemia
przestała rodzić cokolwiek
Kim
jestem dla ciebie - robak czy człowiek?!”
Wtedy
nasz Olgierd swój lament zakończył,
Spojrzał
za siebie i aż podskoczył.
Przed
polem stanęła limuzyna czarna
„Co
się tu dzieje cholerna jasna”-
Pomyślał
rolnik, szpadel odłożył.
Otarł
pod z czoła i żwawo ruszył.
Z limuzyny wyszedł dziwny
jegomość.
Cały na czarno od skóry
bladość
Bije,
na twarzy broda pociągła długa,
Można
pomyśleć diabelski sługa.
Czarny
neseser w prawicy dzierży.
Prosto
ku chłopu bez zwłoki bieży.
Olgierd
zaś lekko był przestraszony.
Myśli:
”Pewnie komornik za długi żony.
Przybył
domagać się spłaty długu.
By
dług ten spłacić potrzeba cudu;
Czemu
mnie rzucasz w ramiona niedoli.
Boże
mój miły to tak bardzo boli,
Przecież
ja jestem dobry katolik,
Szyję
mą zdobi święty medalik,
Co
wieczór się modlę to twego syna,
Więc
wskaż mi proszę gdzie leży ma wina.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz