28 grudnia 2018

Anioł


Zmęczony anioł na przydrożnym przysiadł kamieniu,
Uniósł w górę głowę i tak zamarł - w zamysleniu.
“W imię wieczności o śmiertelnych walczyć muszę,
Niosę ludziom światło, zło w ich sercach kruszę,
Chwałę mego pana w zatroskane wlewam dusze,
Hossannę - pod niebiosy wyśpiewuję...”
                                                                     “....Głupcze”!
Czerwono – pyski przybłęda stanął nad aniołem.
Zatoczył się, wziął głęboki wddech i ryknął: “Społem!
Szego tu szukasz?! To mój, hek!, kamień! Iś i si sznaiś!”
“Śmiertelniku!” “Szoś ty śpał, szłowieku? Kurwa, hek!, maś!”
“Pragnę cie uratować! Zdjąć piekielne kajdany!”
“Ja szi zara zdejmę,hek! Hibszterze urajany!”
“Na miłość Boską uspokój się, człowieku”
“Ta, popatsz sobie, hek!, na nią Hibszterku!”
Przybłęda zamachnął się z mocą na twarz anioła;
Butelka wyleciała z ręki - Musnęła lekko czoła,
Opadła ciężko na ziemię, a ziemia wnet zadrżała.
Aniołowi oczy zapłonęły, a twarz mu pociemniała.
Przybłęda stanął okrakiem pokazując przy tym wała.
“Miłośzćz boszka? Pokaż mi tą boszką miłośzćz,
Boszkie miłosziersie, tę, tą, tam, hek!.Litośzćz!
Szysie mu oddałem, pleba-hek!-ni doglondaem,
Ofieszki iego ssztada szo tyszień dokarmiaem.”
Łzy płynęły cieniutką strużką, usta się pieniły,
Pysk poczerwieniał mocniej, zęby zadzwoniły.
Ryknął:”Gzie masz tą miłośzćz? No? KURWA, gzie?!”

Anioł padł na kolana, zagarnął ziemię palcami,
Uniósł lekko głowę.”Jesteście idiotami!
Wszystko dla was robi; serce swe wykrwawił
Wisząc sam na krzyżu, po to, by was zbawić.
Dom swój z wami dzieli, dając przy tym wolność,
A co ma on wzamian, zwykłą podłą krnąbność.
Szydera z was wypływa, zazdrośc, gniew I pycha.
Dość już mam was ludzie,a ty, lepiej zdychaj!”

Anioł ruszył z miejsca, uderzył z mocą dziada,
Głowa opadając przybrała kształty gada.
Paszczę rozdziawiła chichocząc wniebogłosy,
Patrząc jak – HA! – rogi przebijają gęste włosy,
Jak aureola się kruszyła, jak skrzydła mu czerniały,
Jak pada na kolana, jak się z gniewu zmienia cały.
Jak ziemia się rozwiera połykając w tym anioła,
Wiedząc, że już nigdy wydostać się niezdoła.
Wten dziad wstał, otrzepał łachy z kurzu,
Wział pod pachę głowę i pełen animuszu,
Ruszył w świat daleki spoglądając za horyzont;
“Widzisz Boże w niebie, ten świat, to jest mój kąt”
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz