Zmęczony anioł na przydrożnym
przysiadł kamieniu,
Uniósł w górę głowę i
tak zamarł - w zamysleniu.
“W imię wieczności o śmiertelnych
walczyć muszę,
Niosę ludziom światło, zło w ich
sercach kruszę,
Chwałę mego pana w zatroskane wlewam
dusze,
Hossannę - pod
niebiosy wyśpiewuję...”
“....Głupcze”!
Czerwono – pyski przybłęda stanął
nad aniołem.
Zatoczył się, wziął
głęboki wddech i ryknął: “Społem!
Szego tu szukasz?! To mój, hek!,
kamień! Iś i swói
sznaiś!”
“Śmiertelniku!” “Szoś ty śpał,
szłowieku? Kurwa, hek!, maś!”
“Pragnę cie uratować! Zdjąć
piekielne kajdany!”
“Ja szi zara zdejmę,hek! Hibszterze
urajany!”
“Na miłość Boską uspokój się,
człowieku”
“Ta, popatsz sobie, hek!, na nią
Hibszterku!”
Przybłęda zamachnął się z mocą na
twarz anioła;
Butelka wyleciała z ręki - Musnęła
lekko czoła,
Opadła ciężko na ziemię, a ziemia
wnet zadrżała.
Aniołowi oczy zapłonęły, a twarz mu
pociemniała.
Przybłęda stanął okrakiem pokazując
przy tym wała.
“Miłośzćz boszka? Pokaż mi tą
boszką miłośzćz,
Boszkie miłosziersie, tę, tą, tam,
hek!.Litośzćz!
Szysie mu oddałem, pleba-hek!-ni
doglondaem,
Ofieszki iego ssztada szo tyszień
dokarmiaem.”
Łzy płynęły cieniutką strużką,
usta się pieniły,
Pysk poczerwieniał mocniej, zęby
zadzwoniły.
Ryknął:”Gzie masz tą miłośzćz?
No? KURWA, gzie?!”
Anioł padł na kolana, zagarnął
ziemię palcami,
Uniósł lekko głowę.”Jesteście
idiotami!
Wszystko dla was robi; serce swe
wykrwawił
Wisząc sam na krzyżu, po to, by was
zbawić.
Dom swój z wami dzieli, dając przy
tym wolność,
A co ma on wzamian, zwykłą podłą
krnąbność.
Szydera z was wypływa, zazdrośc,
gniew I pycha.
Dość już mam was ludzie,a ty, lepiej
zdychaj!”
Anioł ruszył z miejsca, uderzył z
mocą dziada,
Głowa opadając przybrała kształty
gada.
Paszczę rozdziawiła chichocząc
wniebogłosy,
Patrząc jak – HA! – rogi
przebijają gęste włosy,
Jak aureola się kruszyła, jak
skrzydła mu czerniały,
Jak pada na kolana, jak się z gniewu
zmienia cały.
Jak ziemia się rozwiera połykając w
tym anioła,
Wiedząc, że już nigdy wydostać się
niezdoła.
Wten dziad wstał, otrzepał łachy z
kurzu,
Wział pod pachę głowę i
pełen animuszu,
Ruszył w świat daleki spoglądając
za horyzont;
“Widzisz Boże w niebie, ten
świat, to jest mój kąt”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz