Alchemicz cz. I - Absu
Odchylił ręką grubą, ciężką kotarę,
której dotyk w pierwszym momencie przywiódł na myśl dywan. Momentalnie uderzył
go w nozdrza zapach palonych kadzideł.
Schylił się nieco, wchodząc niepewnie do namiotu - jak dziecko, które boi się, iż robi coś złego.
Postąpił kilka kroków wprzód, przycichł gwar wesołego miasteczka.
- Dzień dobry… - Nikt nie odpowiedział.
Schylił się nieco, wchodząc niepewnie do namiotu - jak dziecko, które boi się, iż robi coś złego.
Postąpił kilka kroków wprzód, przycichł gwar wesołego miasteczka.
- Dzień dobry… - Nikt nie odpowiedział.
Nim oczy jego zdążyły przyzwyczaić się do światła świec, jakiś
dźwięk z lewej strony sprawił, że stanął jak wryty. To wielki kruk, wydarł się na całe gardło i zatrzepotał kilkukrotnie skrzydłami. Nie poderwał się jednak do lotu. Siedział na
specjalnie przygotowanej dla niego żerdzi. Kończynę jego oplatała obrączka, od
której w dół na ziemię i dalej w głąb namiotu, ciągnął się srebrny łańcuszek.
Alnor powiódł po nim wzrokiem, aż do zasłony utkanej z różnej wielkości
kryształowych kulek. Tak jak oczy czarnego jak smoła ptaszyska, odbijały one
migotliwy blask świec porozstawianych dookoła. Zdawało się, iż ich ogniki, lekko się kołysząc, zachęcały, aby wejść dalej.
Poddał się kuszeniu, by po chwili zanurzyć się w dźwięku kryształowych korali.
Po drugiej stronie dostrzegł regał z rozmaitymi księgami i flakonami. Na jednej z półek stałą nawet czaszka, zwrócona oczodołami w stronę szklanej kuli na niewielkim, okrągłym stoliku. Umiejscowiony był na środku pomieszczenia i nakryty kiczowatym, granatowym obrusem w żółte gwiazdy.
Naprzeciw zobaczył kosz z dywanami i dwie rzeźby. Jedna z nich była cała czarna. Wielkości człowieka, odzianego w długi prochowiec. Spod jej kapelusza spozierały dwie dziury w miejscach oczu. Zamiast nosa i ust, miała wielki, kruczy dziób.
Druga z nich przypominała równie czarnego, wychudzonego kota. Grzbiet jego wyginał się ku górze. Twarz jednak była czerwona, pociągła i całkiem ludzka. Do tego uśmiechała się w niepokojący sposób.
- Są całkiem interesujące - z zamyślenia wyrwał go skrzypiący głos - Mam pamiątki z każdego miejsca, do którego trafiło to wędrowne miasteczko.
Dopiero teraz spostrzegł, że za stolikiem, na fotelu o nader wysokim oparciu, zasiada jakaś kobieta.
Była to niska, pomarszczona staruszka. Siedząc, nawet nie dotykała nogami ziemi. Jej popielate włosy spięte były po obu stronach w podłużne koki, przypominające trochę rogi. To jeszcze bardziej potęgowało wrażenie i tak, nienaturalnie wielkiej już głowy. Odziana była w zieloną suknię, przepasaną brązowym sznurem. Pulchnymi palcami, z których prawie każdy przyozdobiony był drogim pierścieniem, tasowała talię kart.
- Ale ty nie przyszedłeś tu słuchać o mych podróżach - jej wąskie, ropuzie wargi, rozciągnęły się w uśmiechu, gdy przenikliwym wzrokiem badała młodzieńca od stóp po czubek głowy - ani też jak większość, nie przyszedłeś z czystej ciekawości. Ty naprawdę sądzisz, ze mam moc zaklinania losu, na spełnienie wszystkich pragnień.
Alnor z wolna ominął kilka ciężkich, okutych skrzyń i pudeł, które rozstawione były po całej podłodze. Niekiedy stały jedne na drugich, na innych postawione zostały świece. Zasiał na niskim, drewnianym stołku naprzeciw kobiety.
Poddał się kuszeniu, by po chwili zanurzyć się w dźwięku kryształowych korali.
Po drugiej stronie dostrzegł regał z rozmaitymi księgami i flakonami. Na jednej z półek stałą nawet czaszka, zwrócona oczodołami w stronę szklanej kuli na niewielkim, okrągłym stoliku. Umiejscowiony był na środku pomieszczenia i nakryty kiczowatym, granatowym obrusem w żółte gwiazdy.
Naprzeciw zobaczył kosz z dywanami i dwie rzeźby. Jedna z nich była cała czarna. Wielkości człowieka, odzianego w długi prochowiec. Spod jej kapelusza spozierały dwie dziury w miejscach oczu. Zamiast nosa i ust, miała wielki, kruczy dziób.
Druga z nich przypominała równie czarnego, wychudzonego kota. Grzbiet jego wyginał się ku górze. Twarz jednak była czerwona, pociągła i całkiem ludzka. Do tego uśmiechała się w niepokojący sposób.
- Są całkiem interesujące - z zamyślenia wyrwał go skrzypiący głos - Mam pamiątki z każdego miejsca, do którego trafiło to wędrowne miasteczko.
Dopiero teraz spostrzegł, że za stolikiem, na fotelu o nader wysokim oparciu, zasiada jakaś kobieta.
Była to niska, pomarszczona staruszka. Siedząc, nawet nie dotykała nogami ziemi. Jej popielate włosy spięte były po obu stronach w podłużne koki, przypominające trochę rogi. To jeszcze bardziej potęgowało wrażenie i tak, nienaturalnie wielkiej już głowy. Odziana była w zieloną suknię, przepasaną brązowym sznurem. Pulchnymi palcami, z których prawie każdy przyozdobiony był drogim pierścieniem, tasowała talię kart.
- Ale ty nie przyszedłeś tu słuchać o mych podróżach - jej wąskie, ropuzie wargi, rozciągnęły się w uśmiechu, gdy przenikliwym wzrokiem badała młodzieńca od stóp po czubek głowy - ani też jak większość, nie przyszedłeś z czystej ciekawości. Ty naprawdę sądzisz, ze mam moc zaklinania losu, na spełnienie wszystkich pragnień.
Alnor z wolna ominął kilka ciężkich, okutych skrzyń i pudeł, które rozstawione były po całej podłodze. Niekiedy stały jedne na drugich, na innych postawione zostały świece. Zasiał na niskim, drewnianym stołku naprzeciw kobiety.
- A nie jest tak, jak powiadają?
- Dźwięk kryształów rozprasza zablokowaną energię i harmonizuje pomieszczenia… Wiedziałeś o tym? - Odłożyła karty i sięgnęła do miski z czereśniami, którą trzymała na kolanach. Przeżuła jedną i wypluła pestkę na dłoń.
- Nie - odparł szczerze, obserwując każdy jej ruch z właściwym dla siebie spokojem.
- A czy teraz, gdy ci to powiedziałam…coś to zmieniło? Czujesz się inaczej, lub czułbyś się, słysząc ponownie ich dźwięk?
- Nie - odparł równie krótko, jak poprzednio.
- Sam widzisz - kobieta wrzuciła pestkę między owoce. Odstawiła miskę na podłogę - To, w co sam głęboko nie wierzysz, nigdy nie ma i nie będzie miało miejsca. Tak samo jest z przepowiadaniem przyszłości. Mogę ofiarować ci jedynie wiedzę. A jak ty się do tego ustosunkujesz, to już twoja sprawa… - wychyliła się nieco do przodu - Chcesz więc znać swoje przeznaczenie?
- Chcę! - Alnor poruszył się niespokojnie.
- Co mi dasz w zamian? - Kobieta przechyliła wolno głowę w bok. Wpatrywała się w młodzieńca z powagą.
- Nie mam pieniędzy - odparł zrezygnowany. Już chciał wstać i odejść, gdy ona rzekła
- Podaruj mi to, co masz najcenniejsze - wyciągnęła przed siebie krótką rękę - Chcę medalik z podobizną, który nosisz.
- Co? Skąd ty…? - Zaskoczyła go tym totalnie. Sięgnął jednak za koszulę. Otworzył srebrny sekretnik, spojrzał na portret w środku i chwile się zawahał. - Dla ciebie nie będzie miał on wartości...
- Więc odchodzisz? - zapytała, lecz zaczęła przebierać palcami w taki sposób, jakby chciała zasugerować, że ma jej natychmiast oddać wisiorek.
Ciężko westchnął. Po chwili ucałował czule portret i szybkim ruchem, jakby bał się, że może się powstrzymać, wcisnął jej medalik do ręki. Kobieta oblizała łapczywie wargi i schowała zdobycz do kieszeni sukni.
Później milczała dłuższą chwilę, rozluźniając się i wprawiając w stan medytacji. Nie spoglądała prosto w kulę, ale jakby nieco obok. Powoli zaczęły ukazywać się wizje dotyczące przyszłości. Zobaczyła bezkształtne, kolorowe obłoki, wzajemnie się przenikające. Opadały to w górę, to w dół. Czasem któryś z nich dominował.
- Dźwięk kryształów rozprasza zablokowaną energię i harmonizuje pomieszczenia… Wiedziałeś o tym? - Odłożyła karty i sięgnęła do miski z czereśniami, którą trzymała na kolanach. Przeżuła jedną i wypluła pestkę na dłoń.
- Nie - odparł szczerze, obserwując każdy jej ruch z właściwym dla siebie spokojem.
- A czy teraz, gdy ci to powiedziałam…coś to zmieniło? Czujesz się inaczej, lub czułbyś się, słysząc ponownie ich dźwięk?
- Nie - odparł równie krótko, jak poprzednio.
- Sam widzisz - kobieta wrzuciła pestkę między owoce. Odstawiła miskę na podłogę - To, w co sam głęboko nie wierzysz, nigdy nie ma i nie będzie miało miejsca. Tak samo jest z przepowiadaniem przyszłości. Mogę ofiarować ci jedynie wiedzę. A jak ty się do tego ustosunkujesz, to już twoja sprawa… - wychyliła się nieco do przodu - Chcesz więc znać swoje przeznaczenie?
- Chcę! - Alnor poruszył się niespokojnie.
- Co mi dasz w zamian? - Kobieta przechyliła wolno głowę w bok. Wpatrywała się w młodzieńca z powagą.
- Nie mam pieniędzy - odparł zrezygnowany. Już chciał wstać i odejść, gdy ona rzekła
- Podaruj mi to, co masz najcenniejsze - wyciągnęła przed siebie krótką rękę - Chcę medalik z podobizną, który nosisz.
- Co? Skąd ty…? - Zaskoczyła go tym totalnie. Sięgnął jednak za koszulę. Otworzył srebrny sekretnik, spojrzał na portret w środku i chwile się zawahał. - Dla ciebie nie będzie miał on wartości...
- Więc odchodzisz? - zapytała, lecz zaczęła przebierać palcami w taki sposób, jakby chciała zasugerować, że ma jej natychmiast oddać wisiorek.
Ciężko westchnął. Po chwili ucałował czule portret i szybkim ruchem, jakby bał się, że może się powstrzymać, wcisnął jej medalik do ręki. Kobieta oblizała łapczywie wargi i schowała zdobycz do kieszeni sukni.
Później milczała dłuższą chwilę, rozluźniając się i wprawiając w stan medytacji. Nie spoglądała prosto w kulę, ale jakby nieco obok. Powoli zaczęły ukazywać się wizje dotyczące przyszłości. Zobaczyła bezkształtne, kolorowe obłoki, wzajemnie się przenikające. Opadały to w górę, to w dół. Czasem któryś z nich dominował.
- Wygląda na to, że Twoja przyszłość
nie jest do końca jasna. Morza szum to twoje przeznaczenie. Jeśli zachowasz w
sercu nadzieję, stanie się to, czego tak bardzo pragniesz. Musisz jednak uważać
na… - Oczy Absu rozszerzyły się, jakby zobaczyła ducha. W
tym samym momencie kruk poderwał się niespodziewanie, wydając z siebie
wrzask pełen pretensji. Ktoś szybkim krokiem wszedł do namiotu.
Nie minęła chwila, a przy stoliku pojawiła się młoda niewiasta o pięknych,
ciemnych lokach.
- Tu jesteś. A ja cię wszędzie szukam! – Wykrzyknęła do młodzieńca. Chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła, by wstał. - Nie słuchaj jej! Naciąga tylko innych na pieniądze. - Obdarzyła staruchę spojrzeniem pełnym obrzydzenia, ale napotkała tylko niewzruszone oblicze.
- Tu jesteś. A ja cię wszędzie szukam! – Wykrzyknęła do młodzieńca. Chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła, by wstał. - Nie słuchaj jej! Naciąga tylko innych na pieniądze. - Obdarzyła staruchę spojrzeniem pełnym obrzydzenia, ale napotkała tylko niewzruszone oblicze.
- Wychodzimy!
- Ale kiedy… - próbował protestować, gdy Searil ciągnęła go do wyjścia. Bezskutecznie.
- Wracajmy już do domu. Całkowicie zbrzydło mi przebywanie tutaj - oznajmiła, gdy wyszli z namiotu w gwar wesołego miasteczka. Skinął głową na znak zgody.
- Ale kiedy… - próbował protestować, gdy Searil ciągnęła go do wyjścia. Bezskutecznie.
- Wracajmy już do domu. Całkowicie zbrzydło mi przebywanie tutaj - oznajmiła, gdy wyszli z namiotu w gwar wesołego miasteczka. Skinął głową na znak zgody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz